Zajmiemy się rzadszymi chorobami neurologicznymi, których się obawiamy
Rozmawiamy z dr. n. med. Marcinem Straburzyńskim, lekarzem rodzinnym z Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego w Olsztynie, o wyzwaniach neurologicznych w gabinecie POZ
Co było główną ideą doboru tematów tej sesji?
Zależało mi na tym, abyśmy – jako lekarze rodzinni – spojrzeli na problemy, których czasami się obawiamy, bo są rzadziej spotykane w codziennej praktyce. Część tych chorób, o których będziemy rozmawiać, to stany, gdzie czas i decyzje na poziomie POZ mają kluczowe znaczenie. Stąd potrzeba przyjrzenia się tematom trudnym, a jednocześnie bardzo istotnym dla bezpieczeństwa pacjenta. Równocześnie starałem się, aby tematy były różnorodne – jako że lekarz rodzinny zajmuje się pacjentami od narodzin aż po wiek podeszły, zależało mi na objęciu zarówno problemów dzieci, jak i dorosłych. I właśnie od dziecięcej neurologii zaczniemy. Dlatego sesję zacznie pani docent Anna Potulska-Chromik z Kliniki Neurologii, Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, będzie mówiła o zaburzeniach nerwowo-mięśniowych u dzieci.
Dlaczego ten temat jest tak ważny z perspektywy lekarza rodzinnego?
To choroby, które w pierwszej kolejności mogą dawać bardzo subtelne objawy – zmiany w chodzie, osłabienie siły mięśniowej czy nietypowe zachowania ruchowe. Łatwo je przeoczyć zajmując infekcjami czy szczepieniami w codziennej rutynie. A przecież wczesna identyfikacja takich objawów może oznaczać poprawę rokowania dziecka i jego rodziny.
Jak wygląda współpraca lekarza POZ z neurologiem dziecięcym? Czy po postawieniu diagnozy pacjent wraca pod opiekę lekarza rodzinnego?
To bardzo ciekawa sytuacja. Z jednej strony – takie choroby jak dystrofia mięśniowa Duchenne’a to jednostki rzadkie, trudne, często postępujące. Lekarz rodzinny musi rozpoznać niepokojące objawy, a potem pokierować pacjenta do specjalisty. Ale liczba neurologów dziecięcych w Polsce jest ograniczona, a terminy – długie. Co więcej, nie każdy ośrodek specjalizuje się w każdej rzadkiej chorobie. Później bywa tak, że po ustaleniu diagnozy pacjent – jeśli nie kwalifikuje się do swoistej terapii – wraca do POZ. Jesteśmy wtedy często jedynym lekarzem prowadzącym. Szczególnie ważne jest wsparcie rehabilitacyjne blisko miejsca zamieszkania – co nie zawsze oznacza współpracę z dużym ośrodkiem.
Będzie też mowa o chorobach demielinizacyjnych…
Często obserwuję, że my - lekarze rodzinni boimy się badania neurologicznego i potwierdzenia występowania u pacjentów deficytów neurologicznych. Zwykle ubytki neurologiczne są dosyć oczywiste i powinniśmy je zidentyfikować. Im wcześniej to zrobimy, tym lepiej dla pacjentów, których możemy skierować na leczenie. Takim klasycznym przykładem choroby demilinizacyjnej jest stwardnienie rozsiane: dzisiaj jest świetnie leczone w Polsce – mamy dostęp do nowoczesnych programów lekowych. Ale pacjent musi trafić do właściwego ośrodka. A trafi tylko wtedy, jeśli my – lekarze rodzinni – postawimy właściwą hipotezę diagnostyczną i skierujemy go dalej.
Często pacjenci zgłaszają się z bólami głowy. Jak rozpoznać te, które powinny niepokoić?
Większość bólów głowy to migreny lub napięciowe bóle głowy – i to rzeczywiście domena neurologów. Ale zależało mi, żeby wykład prof. Jacka J. Rożnieckiego z Kliniki Neurologii, Udarów Mózgu i Neurorehabilitacji, Uniwersytetu Medycznego w Łodzi dotyczył innych niż migrenowe bólów głowy. Klasterowe bóle głowy, bóle pourazowe, związane z aktywnością fizyczną lub seksualną – to są stany, które rzadziej identyfikujemy. Objawy alarmowe – tzw. czerwone flagi – to m.in. zmiana charakteru bólu, jego zależność od pozycji ciała, nagły początek lub towarzyszące objawy ogólne. Wtedy trzeba działać szybko i kierować na diagnostykę.
Czy COVID wpłynął na częstość występowania bólów głowy?
Tak, zdecydowanie. Bóle głowy były obecne w przebiegu ostrego COVID-u, ale są też jednym z najczęstszych objawów post COVID. Co więcej, u wielu pacjentów, którzy mieli wcześniej sporadyczne bóle głowy, po COVID-zie częstość ataków wzrosła. COVID może być czynnikiem wyzwalającym migrenę lub inne pierwotne bóle głowy – i tutaj lekarz rodzinny powinien nie tylko rozpoznać, ale często też samodzielnie prowadzić leczenie.
Panie Doktorze, na koniec – temat Pana wykładu. Jak lekarz POZ powinien podejść do pacjenta z bólem twarzy?
Ból twarzy to pod pewnymi aspektami trudniejszy temat niż ból głowy, bo jest bardziej interdyscyplinarny. Możemy mieć do czynienia z neuralgią trójdzielną, problemami stomatologicznymi, zaburzeniami stawu skroniowo-żuchwowego, przewlekłym zapaleniem zatok, a nawet pierwotnymi bólami twarzy, jak idiopatyczny ból twarzy.
Lekarz rodzinny musi umieć zebrać dobry wywiad, ale też przeprowadzić podstawowe badanie przedmiotowe – np. ocenić symetrię twarzy, napięcie mięśni, zbadać jamę ustną. To są rzeczy, które naprawdę możemy zrobić na poziomie POZ – i które często pozwalają ustalić właściwy kierunek diagnostyczny.